
Według badań opata Flament, na początku ,w   Oflagu IID przebywało 12 wojskowych kapelanów. Normalnie traktowani   przez Konwencję genewską jako personel sanitarny, powinni zostać   wyzwoleni bez zwłoki.
    Jednak ich wyzwolenie nadeszło dopiero pod koniec stycznia 1941roku.
Z 12 kapelanów odpowiedzialnych za stworzenie życia religijnego w obozie, czterech pozostawiły szczególny ślad. Ojciec des Places, jezuita, pierwszy, który zajął się organizacją katolików i w swoim trudzie był wspomagany przez opata Roulina z Rennes, którego rola polegała na negocjowaniu ze stołówkarzem Schmidtem możliwości otrzymywania zapasów wina mszalnego.
A oni? Byli przed nim bezbronni;wymagał od nich szacunku. Przez przypadek opat Dupqier znalazł się w tym samym pokoju co ja; jego jeniecki numer następował po moim; ja 345, on 346. To zawsze wywoływało podczas apeli tę sama scenę: defilujemy przez stołem, wywoływani w porządku naszych numerów przez niemieckiego oficera-postaram się oddać akcent:-''Letokwart…..Ikouor…..Dupaq….oh!przepraszam!'' Widząc przed sobą jeńca w sutannie oficer przerwał, zająknął się, przeprosił, skłonił się 2,3,5 razy, podczas gdy opat zaśmiewał się pod swoim kapturem, niezbyt się krepując.''Fizycznie, był to niski mężczyzna, krępy, trochę przygarbiony, zawsze uśmiechnięty i posługujący się pięknym akcentem bourguignon, którego nigdy nie słyszałem. Był spokojny, nie cechowała go żarliwość, przeciwnie, sprzeciwiał powołaniom, które rodziły się to tu to tam, nigdy nie wywołał w pokoju najmniejszej dyskusji na temat religii, a nawet dyskretnie uciekał, kiedy poruszano takie tematy.
Dla żartu pewnego dnia, przed  przybyciem jego owieczek, poprosił swojego kolegę z piętrowego łóżka, lekarza C., o ile pamiętam niedowiarka,  na bok i  zapytał go o pokutę''. W   każdym razie, jednym z jego ulubionych powiedzonek było :''Ja jestem   tylko biednym, wiejskim proboszczem''. ''Jednak dla aktywnego oddania   był niezłomny.
    Zacytuje dwa  wydarzenia by dokończyć opis tego wybitnego   człowieka. Kandydaci do ucieczki schowali cywilne ubrania pod ołtarzem.   Ojciec Dupaquier udawał, że o tym nie wie, ale trzeba było widzieć, z   jakim wigorem przepędzał niemieckich strażników, którzy starali się   przeszukiwać te miejsca. Jego protest  były znane w całym obozie, jak  i   jąkanie się przed nim jego niemieckich rozmówców.''…. . Trochę później,   tuż koło naszego Oflagu zainstalowano obóz dla sowieckich jeńców i    byliśmy świadkami horroru, jaki się tam rozgrywał.           Ojciec Dupaquier, natychmiast, pod pretekstem wizyty, do której   wywalczył sobie prawo, udał się do rosyjskiego obozu.
    Udało mu się tam wejść nie raz, i  założę się, że nie robił tego   tylko by pocieszać tych nieszczęśników, lecz także by przemycać im   zebrane u nas chleb i zapasy.
Dla transportu tych zapasów potrzeba było ludzi: wybrał, więc na swoich towarzyszy francuskich żołnierzy. Wszystko to brzmi niewiarygodnie, ale to prawda. I nawet, jeśli ta cała pomoc była tylko kroplą w morzu potrzeb, wizyta świadka o takiej randze, który mówił głośno, co myśli, musiała wywoływać u oprawców pewne onieśmielenie.''Oto bardzo skrótowo, kim był ojciec Dupaquier, niestety, obecnie już nieżyjący. Taki ateista jak ja, może mu się pokłonić z czystym sumieniem.Jeśli pewnego dnia Kościół podjąłby decyzje o jego kanonizacji, poświadczyłbym o jego wspaniałej postawie bez wahania…..''(15).
By uzupełnić ten portret, trzeba sprecyzować, że podczas naszego powrotu do Francji, poprzez Bergen, zachowywał się jak kapelan -ochotnik w obozie deportowanych w Belsen, który odkryliśmy.Potem ,po swoim powrocie, jego stan zdrowia nie pozwolił mu wyjechać do Indochin, jak o to prosił. Zmarł w Dijon, w domu starości dla księży.
Wojskowi kapelani nie byli jedynymi   księżmi w obozie:było wielu  księży-oficerów. W swojej książce, opat   Flament wspomina o odnalezieniu 209 nazwisk księży, zakonników i   seminarzystów, którzy przeszli przez ten obóz.
    Jednak Niemcy bardzo szybko ich wyłowili z grup jeńców i większość z nich została wysłana do innych obozów, przede wszystkim do Lubeki. W 1957 roku opat Flament napisał:
''Oflag został nagle pozbawiony kleru.    Nie patrząc na chronologię wymienię kilku z nich: Chanson, dyrektor   Wielkiego Seminarium w Arras i odpowiedzialny za zajęcia dla   seminarzystów w obozie, Dom Colloit, aktualnie opat w   Kerbeneat-Plouneventer (Finistere)(*) ;opat Didier, profesor na wydziale   katolickim w Lille, dziś dziekan wydziału teologii; opat Froidevaux,   profesor w Instytucie katolickim w Paryżu, opat Jeanjacquot, z Małego   Seminarium w Paryżu; w końcu opat Garrone, dyrektor Wielkiego Seminarium    w Chambery,dziś arcybiskup w Tuluzie''.(16) Po tych masowych wyjazdach, pozostało w Oflagu   IID jedynie 13 księży, w tym jeden kapelan-ochotnik, ojciec Dupaquier,   dwóch byłych kombatantów, jeden chory  deportowany i 9 księży-żołnierzy.
    Do Choszczna przybyło dodatkowo 4 księży , którzy wcześniej przebywali w Schubin, 4 z Schocken i 7 z Montwy, 
    jednak większość z nich została następnie skierowana do Lubeki. W   Bornym Sulinowie, zanim nie pozwolono na poruszanie się między blokami,   w każdym z nich mieszkał się kapelan, podczas gdy w Choszcznie był   jeden główny kapelan,który  mieszkał w bloku I, jednak utrzymano   tradycję umieszczania księży w każdym bloku, ponieważ były one zamykane na noc , od godziny 20.
To nas prowadzi do powiedzenia kilku słów o    tych miejscach kultu. Podczas pierwszych miesięcy niewoli i aż do   marca 1941 bloki były odizolowane i nie można było się pomiędzy nimi   poruszać bez specjalnego pozwolenia(*)lub  białej opaski na   ramieniu.Dlatego też w każdym bloku musiało  być miejsce kultu. Podczas   pierwszych dni, latem, msze mogły odbywać się na podwórku, między   barakami lub w niedziele na  terenie gdzie odbywały się apele. Jednak   pomorskie lato jest krótkie i szybko trzeba było znaleźć schronienie   przed niepogodą.
    Na początku, różnorodność tych miejsc była wielka, od miejsc   przechowywania węgla w bloku I po wystawną salę spektakli oddaną  na   niedzielę do użytku w bloku II. Powoli sytuacja się poprawiała wraz z   wyjazdami jeńców do innych obozów lub powrotami do Francji, co pozwoliło   na zwolnienie kilku lokali. W bloku III,  pomieszczenie za  stołówką   ,używanego  zresztą od początku, stanie się miejscem codziennych mszy,   gdy na niedzielę i dni świąteczne, zostanie  nam  udostępniona sala   konferencyjna.
Najbardziej oryginalna budowa powstała w bloku IV, kiedy to jeden z wielkich baraków-B-został całkowicie dołączony do kaplicy. Crouzillard, architekt, który otoczył się ekipą i pokazał swój talent podczas przygotowywania dekoracji dla sztuk teatralnych, zajął się realizacją tej kaplicy:
''—W  gotyckiej krypcie  postawiono piękny   główny ołtarz, prosty, z przysadzistymi świecznikami i tabernakulum   wyrzeźbionym   przez porucznika Pierre'a: jedna strona nosiła anagram   Chrystusa, inna słowo"PAX", dwie ostatnie gałązki  oliwne symbolizujące   zwycięski pokój i dębowy  liść:Da robur.''Za księdzem celebrującym  msze   naprzeciwko wiernych, znajdował się kolorowy witraż:''droga gwiazdy    nawiązywała do   witrażu Królów z Chartres. Przezroczystość witrażu   uzyskano dzięki oświetleniu elektrycznemu. Po lewej, nad drzwiami   zakrystii, stała statua matki Bożej Dobrej Nadziei, wykonana z  papier   mâché   i umodelowana przez naszego izraelskiego kolegę,
    Fitza, na której wykonanie zużyto cały nakład gazety   ''Łącznika''(**).  Po prawej, za dwoma ościeżami udekorowanymi  kratami z   kartonu imitujących żelazo, znajdowała się schola złożona z kolegów z   obozu.
    W końcu, 14 stacji drogi krzyżowej  wisiało na ścianach baraku.   '' Witraż został wykonany z niezwykłą precyzją, przy pomocy celofanu   otrzymywanego w  paczkach. Z okazji poświęcenia kaplicy przez opata   Bruneau, proboszcz bloku I-IV wyznał Crouzillardowi, że  wszystko miało prawo się zawalić na ołtarz. ''
    …Ta kaplica , Matki Bożej Dobrej Nadziei zostanie nietknięta i   przekazana Polakom, którzy zastąpią nas w Bornym Sulinowie w maju 1942   roku i którzy ochrzczą ją mianem…''Katedry''.(17)